Strona:Tłómaczenia t. I i II (Odyniec).djvu/180

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została skorygowana.

    Tam bogacz, jeszcze nie wstał, już z nudów poziewa;
    Uwiedziona dziewczyna drży na światło dzienne;
    Ówdzie nad chorém dzieckiem matka łzy wylewa,
    I tuląc je noc całą — tłumi żal, i śpiewa.

    II.

    W zamku Sztirlingu, po wałach i wieży,
    Brzmią szczeki broni i kroki żołnierzy,
    Gdy bęben głosząc dnia hasło poranne,
    Znużonéj straży zapowiedział zmianę.
    Przez kraty w oknach i strzelnic otwory,
    Do kordygardy dzień wciskał się z góry,
    Ćmiąc zżółkłe światła świéc i smolnych szczepów,
    Co tkwiąc po szparach zakopconych sklepów,
    Lub tu i ówdzie lepione po ścianach,
    Błyszczą się w dymie, jak gwiazdy w tumanach,
    Wpół ukazując, wpół kryjąc w pomroku,
    Dzikie postaci, skupione w natłoku,
    Brodate twarze i oczy zbłąkane,
    Bezsenną nocą i trunkiem pijane.
    W środku dębowy stół, winem oblany,
    Pobite szlanki, wywrócone dzbany,
    Świadczą na jakich noc przeszła zabawach.
    Jedni już chrapią po ziemi i ławach,
    Ci kończą jeszcze dopijać się winem;
    Ci zziębli strażą, przed wielkim kominem
    Grzeją się, ręce trzymając nad żarem
    Węgli, tlejących w popielisku szarém;
    A z każdym ruchem dokoła się szerzy,
    Albo brzęk ostróg, albo chrzęst pancerzy.