Strona:Tłómaczenia t. I i II (Odyniec).djvu/015

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została przepisana.
    PIEŚŃ PIERWSZA.

    ŁOWY.

    Arfo północna! długo w mroku zapomnienia
    Nad źródłem San-Fillanu zwieszona z gałęzi!
    Wiatr chyba z gór rodzinnych zbudzi twoje brzmienia,
    Nim bluszcz zawistny pnąc się po strón twych nawięzi
    Ujmie każdą, i w pętach milczenia uwięzi.
    Arfo bardów! czyż głos twój nie zasłynie szerzéj,
    Jak cichy szelest liści albo szmer strumienia?
    Nigdyż mistrz biegłą dłonią strón twych nie uderzy,
    Budząc westchnienia dziewic i uśmiech rycerzy?

    Nie tak było za dawnych czasów Kaledonu,
    Gdy Minstrel z tobą w ręku na ucztach przewodził;
    Gdy nucąc bój lub miłość rycerskiemu gronu,
    Ośmielał bojaźliwych, lub dumnych łagodził.
    Za każdą przerwą pieśni, grzmotem się rozchodził
    Zmieszany z strón twych brzmieniem głośny poklask gości;
    Wszystkie ich czucia tchnęły echem twego tonu: