Strona:Tłómaczenia t. III i IV (Odyniec).djvu/383

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nie czas już, nie czas na powrót wam płynąć!
Włóżcie miecz w pochwę, niech wiecznie rdzawieje! —
Ten, co tam bez was śmierć i postrach sieje,
Wódz wasz, przyjaciel — bez was musi ginąć!
Próżno ze wzrokiem wzniesionym ku górze,
Chcecie odgadnąć, zkąd ten wrzask? co znaczy
To hasło wojny? — w tém miejscu? — w téj porze? —
Ona wié tylko — ona, co w rozpaczy,
Jak posąg z głazu, załamawszy dłonie,
O maszt zroszony blade wsparła skronie,
I w obłąkaniu patrzy ku ruinie —
Ona wié tylko — ale, umrze raczéj,
Niż wyrzec zdoła — przez kogo On ginie! —

Patrz! światło błysło w ruinach na wierzchu!
Wznosi się w górę — postępuje w zmierzchu —
Patrzają wszyscy — lecz ach! wzrok dziewicy!
Całe się życie pali w téj źrenicy!…

Nie długa chwila — stos stanął w płomieniu,
I wkrąg po morzu i niebios sklepieniu,
Krwawa, posępna jasność łuny padła,
I coraz daléj szerzy się i błyska —
Gdy do wietrznego podobien widziadła,
Hafed, stojący przed blaskiem ogniska,
Ciemny, wysoki, wydawał się z dołu
Jak duch płomieni śród swego żywiołu.
„To on!“ — dziewica z rozpaczą wykrzykła —
Lecz nim głos zabrzmiał — już pierzchło widzenie.
Wyżéj ku Niebu wybuchły płomienie,
Jéj i Iranu nadzieja — już znikła!