Strona:Tłómaczenia t. III i IV (Odyniec).djvu/382

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nie! — Można tracąc szczęście i nadzieję
Nie umrzeć jeszcze, i przeżyć swe żale:
Jak ów płaz w zimnéj zasklepiony skale,
Żyje, choć wszystko w koło skamienieje.
Lecz się w tém życiu pokój, cisza mieści,
Straszna, grobowa — lecz szęściemby była,
W téj ostréj, gorzkiéj, płomiennéj boleści,
Co się w Jéj skroniach, w Jéj piersiach paliła;
W tych, jakby mękach tortur i konania,
W tych dzikich, strasznych widmach obłąkania,
Na których ulgę nie znaleźć sposobu,
Nie znaleźć miejsca — prócz śmierci i grobu!

Morze spokojne — pod łodzią dokoła
Błyskają gwiazdy — noc cicha, wesoła!
Był czas, dziewico! gdy innéj pociechy,
Innéj zabawy nie było ci trzeba,
Jak w takich nocach liczyć gwiazd uśmiechy,
Gdy się po morzu rozsypały z Nieba.
Jak w takich nocach, w samotnéj ustroni,
Gubić się myślą w nadziei błękicie,
I tchnąć balsamem świeżéj, nocnéj woni,
Jak kwiat w swych piersiach czuć kwitnące życie,
Czuć własne serce lśniące gwiazdy blaskiem! —
Lecz dziś!… —
Wtém znowu przeraźliwym wrzaskiem
Zabrzmiało echo. — Gwebry się porwali,
Aż łódź w spienionéj zaryła się fali —
Błysnęli mieczem… — Ach! próżne nadzieje! —