Strona:Tłómaczenia t. III i IV (Odyniec).djvu/364

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

„Daj tylko rozkaz! — pod zasłoną nocy,
„Unieść nas znowu na szerokie morze.
„Na Wschód, na Zachód — byle ztąd daleko —
„Gdzie chcesz, gdzie każesz, pójdę z tobą wszędzie.
„W burzach, w pustyniach, pod twoją opieką
„Nic mię nie strwoży, nic smucić nie będzie!
„Twój wzrok, twój uśmiech — ach! dosyć mi na tém;
„Cały świat dla mnie będzie rajskim światem!
„Pójdziem, osiądziem gdzie w kraju nieznanym,
„Gdzie nie grzech kochać, ani być kochanym;
„Lub gdy jest grzechem — gdziebyśmy przynamnie
„Płakać go mogli, klęcząc obok siebie:
„Ty do Allaha modliłbyś się za mnie.
„Ja — do jakiego chcesz Boga, za ciebie!“ —

Słowa te z dzikiém rzekłszy obłąkaniem,
Zwiesiła głowę, i z wstydu płakała,
Łkając gwałtownie, jakby z każdém łkaniem
Stróna się życia w jéj piersiach zrywała.
Gdy on! — on młody, on kochany tyle! —
Któż go ob wini? — jeśli mu na chwilę
Zemsta, przysięga, zamiary i chęci,
Sam Iran — wszystko wypadło z pamięci:
Gdy najpiękniejszą, najmilszą, w rozpaczy
U nóg swych widzi; — któż mu nie przebaczy?
Jeśli blask nagły nadziei młodzieńczéj
Duszę mu zalśnił, i jak łukiem tęczy,
Jasnych dni pasmem w przyszłość jego strzelił —
Dni najszczęśliwszych, gdyby je podzielił
Z tą, co tak kocha! — gdyby się ośmielił!… —