Strona:Tłómaczenia t. III i IV (Odyniec).djvu/343

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wszystko jéj tutaj nowe i nieznane. —
Gdzież jest jéj łoże jedwabiem ustane,
I nad niém namiot z kaszmirskiéj purpury?
Gdzie są dziewice, co strusiemi pióry
Powinny we śnie ochładzać jéj czoło? —
Gdzie są? — z przestrachem spojrzała wokoło.
Łódź z twardéj sosny ciosana po prostu;
Łożem, jéj zbite dwie deski pomostu,
Grubo wojenną nasłane odzieżą.
Nad głową na krzyż trzy włócznie się jeżą,
Na nich skórzane pasy rozwieszone,
Cieniem od słońca służą za zasłonę. —
Przy sterze tylko, widać, ludzie zbrojni
Odpoczywają leżąc na pokładzie;
Krwawe ich ręce, ich szaty w nieładzie;
Smutni na twarzach — lecz wszyscy spokojni,
Znać że na dzisiaj pracy dokonali. —
Jedni po cichu prowadząc rozmowy,
Coraz to ku niéj rzucą wzrok surowy;
Ów marząc patrzy po dalekiéj fali;
Ów niedzielący wczasów towarzyszy,
Klnąc na wpół głośno napowietrznéj ciszy,
Z gniewem na wiosła nieczynne spogląda,
Jak gdyby użyć ich nie śmiał — choć żąda. —

Nieszczęsna Hildo! niech cię Allah broni! —
W całym orszaku tych majtków-żołnierzy,
Nie znać Arabskiéj broni, ni odzieży,
Zawojów nawet nie widać na skroni! —