Strona:Tłómaczenia t. III i IV (Odyniec).djvu/225

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Tęsknić i płakać po was? — O! ty świecie!
Czyliż cię poznam, gdy po tylu zmianach
Wyjdziesz znów z grobu? — Gdzież wtedy będziecie
Miejsca rozkoszne! gdziem marzył o Anah,
Gdym się spodziewał serca jéj: lub one,
Dzikie, lecz niemniéj miłe mojéj duszy,
Jaskinie, lasy, gdziem łzy niedzielone
Lał na jéj srogość, lubując w katuszy? —

(Patrząc ku górze).

Być-że to może, aby ten szczyt skały,
Gdzie chmury niegdyś skrzydła swoje darły,
Co sam jak gwiazda lśni śród gwiazd — by wały
W głąb go zbić mogły, i w swych wirach starły:
Że jutro może zadziwione słońce
Próżno go jasném szukać będzie okiem,
By jak dziś, naprzód na jego wysokiém
Czole, zwyciężać noc i jéj mgły śpiące:
Lub przed zachodem, wieniec swych promieni
Zawieszać na nim: by nad światem wzbity,
Jak lampa świata świecił się w przestrzeni,
I zstępującym Aniołom swe szczyty
Dzierżył za pierwszy stopień, gdy zesłani
Schodzą na ziemię lub w przepaść otchłani? —
Być-że to może, ażeby te słowa.
Straszne, okropne słowa: „Już go nié ma!“
Tyczyć się miały tego skał olbrzyma,
I wszystkich rzeczy — prócz tych, co Jehowa