Strona:Tłómaczenia t. III i IV (Odyniec).djvu/219

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
Jafet.

Że nié masz
W sobie już tego, co mnie w rozpacz wprawia.

Irad.

Dziwnyś! — W tych słowach znać szał jéj przemawia. —
Wierz mi, Jafecie! za żadne nagrody
Czuć, co ty czujesz, nie chciałbym na chwilę;
Nie! choćbyś wszystkie ojca mego trzody
Zważył, i za nie dał mi syklów tyle[1],
Owego kruszczu potomków Kaima,
O którym plemię ich tak wiele trzyma,
Że nas chce przezeń wciągnąć w handel z niemi: —
Jakby za podły piasek, wyrzut ziemi,
Za żółty proszek, co z wierzchu migoce.
Warto dać w zamian chleb, wełnę, owoce,
Lub inne rzeczy, któremi nas praca
Rąk naszych, albo natura zbogaca! —
Lecz pójdź, Jafecie! dość patrzeć na chmury,
I przeraźliwie wzdychać, jak wilk, który
Patrząc na księżyc całą noc wyć gotów. —
Ja idę spocząć.

Jafet.

Szczęśliwy, kto może! —
Bądź zdrów!

  1. Waga dawna hebrajska.