Strona:Tłómaczenia t. III i IV (Odyniec).djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Giaffir spójrzał — i zląkł się widoku
Gniewnego syna; — poznał jak go drasło
Urągowisko — i w tym jego wzroku
Dostrzegł, lub przeczuł piérwsze buntu hasło.
„Pójdź, chłopcze! — Cóż to? nie chcesz odpowiadać? —
„O! ja znam ciebie, umiem myśl twą zbadać —
„Szkoda, żeś bronią nie uczył się władać? —
„Lecz niechno męzka urośnie ci broda,
„A wiek odwagi, albo siły doda:
„Doczekam jeszcze pociechy, jak wróżę,
„Ujrzéć cię zbrojnym — albo spotkać może!“ —
I gdy to mówił z szyderczym przyciskiem,
Wzrok dumnéj wzgardy utopił w Selima. —
Selim nie zadrżał — i z urągowiskiem
Tak go nawzajem przejmował oczyma,
Że Basza z trwogą obejrzał się wkoło,
I ogniem — wstydu oblało się czoło.
Dla czego? — Basza dobrze czuł i wiedział
Przyczynę trwogi — lecz jéj nie powiedział.
„Nie próżne; myślał, przeczucia, jak widzę,
Żem nigdy jego nie ufał przyjaźni!
Zrozumiał, odgadł, że go nienawidzę —
I… — lecz dłoń jego nie warta bojaźni!
Na łowach ledwo można go ośmielić
Potkać się z sarną, lub strzelbę wystrzelić;
Cóż gdyby z ludźmi miał toczyć bój krwawy,
Narażać życie dla zemsty lub sławy?…
Tak! — gdyżbym zwierzchniéj nie ufał pokorze,
Tém mniéj krwi związkom — krwi, co kiedyś może… —