Strona:Tłómaczenia t. III i IV (Odyniec).djvu/045

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Seid ostatni w pierzchających tłumie,
Grozi, klnie, błaga — wstrzymać ich nie umie.
Mężny — sam jednak spotkania unika:
Strach uolbrzymił siłę przeciwnika.
Spójrzał z rozpaczą gdzie flota się pali,
I rwąc swą brodę, wściekły wybiegł z sali[1].
Nie czas już czekać: — przełamano wartę,
Bramy pałacu runęły wyparte.
Wpadają zbójcy. — Próżno trwoga blada,
Próżno pokora na kolana pada,
U nóg zwycięzców próżno składa miecze:
Przeszli — krew wrząca strumieniami ciecze.
Pędzą, gdzie znowu brzmi trąbka Konrada,
I jęk ginących tryumf zapowiada.
Wpadli — okrzykiem witają weseli:
Śród stosu trupów zwycięzcę ujrzeli!
Miecz trzyma w górze, ogniem iskrzą oczy,
Jak syty tygrys w krwi rozlanéj broczy. —
Krótka rozmowa: „Flota już w perzynie!“ —
— „Dobrze! Lecz Seid musi zginąć.“ — Zginie!“ —
— „Za mną, i naprzód! z ogniem i żelazem!
Płonie port — czemuż i miasto nie razem?“ —

V.

Skorzy na rozkaz — każdy żagiew chwyta,
Miasto i zamek jedną łuną świta.
Z dziką rozkoszą Konrad się uśmiecha:
Wezdrgnął się nagle — jakież słyszy echa?
Ha! to jęk niewiast! — jak dzwon na pogrzebie
Wstrząsł sercem jego — tak twardém w potrzebie.

  1. Powszechny i wcale nie nowy objaw gniewu Muzułmanów (Patrz Pamiętniki księcia Eugeniusza na karcie 24). „Seraskier został ranny w udo, i gniewny że z bitwy ustąpić musiał, wyrwał sobie całą swą brodę.“