Strona:Szymon Tokarzewski - Na Sybirze.djvu/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Czarne, strzępiaste chmury z nad rzeki, i z nad stepu i wybrzeża irtyszowego pomknęły ku północy i wprędce znikły, po za horyzontem dalekim.
Irtysz uspokoił się zupełnie...
Tylko „baranki” czyli płaty piany, pływające po gładkiej teraz powierzchni wód, świadczyły o poprzedniem wzburzeniu i wezbraniu rzeki, oraz o przelocie nawałnicy i burzy gwałtownej...
Mimo to, położenie flotylli było wciąż niebezpieczne bardzo.
Usiłowania majtków przybicia albo chociaż zbliżenia się do tego wybrzeża, skąd mogła przyjść pomoc i ratunek, pozostawały wciąż bezskuteczne.
Wiatr gwałtownie popychał łodzie ku środkowi rzeki, ku największym głębinom.
Kobiety w łodziach rozpaczliwie krzyczały:
— Ratujcie! ratujcie! na Boga i świętego Mikołaja cudotwórcę, ratujcie!
— Zaraz! zaraz! uspokójcie się! proszę pokornie! — całą siłą swoich młodych płuc odkrzykiwał oficer, białą, po długiej żerdzi przywiązaną chustką wskazując w stronę Omska, aby tym sposobem dać do zrozumienia nieszczęsnym rozbitkom, że z miasta lada chwila pomoc powinna nadciągnąć.
Najwięcej ucierpiała łódź o purpurowych żaglach, ta właśnie, którą zajmowała genera-