Strona:Szymon Tokarzewski - Na Sybirze.djvu/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Już kałasznice, umieściwszy na głowach wypróżnione koszyki zabierały się do odejścia — już dozorca miał wydać rozkaz, abyśmy powracali do lasu, do prac tam rozpoczętych, gdy nagle ukazało się nam przedziwne widowisko... Środkiem Irtysza płynęła łódź, przybrana girlandami zieleni, w której tu i owdzie tkwiły różnobarwne kwiaty.
Ogromna, wykwintna, w kształcie olbrzymiego białego łabędzia, miała purpurowe żagle i chorągiew z napisem: „Mon plaisir”.
Za tą pierwszą, jakgdyby przewodniczącą sunęła cała flotylla łodzi mniejszych, również biało pomalowanych, także ukwieconych i z różnokolorowymi żaglami.
W łodziach siedziały kobiety w jasnych sukniach, w kapeluszach jasnych. Siedzieli też wojskowi wyższej rangi, w galowych mundurach konsystującego podówczas w Omsku pułku „krasnojarców”.
Prąd rzeki lekko unosił te piękne i wykwintne stateczki.
Majtkowie poruszali wiosłami tylko kiedy niekiedy, jakoby od niechcenia i prawie tylko wówczas, skoro towarzysząca flotylli orkiestra pułkowa zagrała fortissimo.
Pośród katorżników gwar śmiechów i rozmów przycichł zupełnie...
Na łodziach też, oczywiście, rozmawiano bardzo dyskretnie, gdyż dźwięki orkiestry jedynie