Màdemoiselle zerwała się z miejsca, oczekując rozkazów.
— Czeławiek! głosem, pijacką czkawką przerywanym, ryczał Ilaryj Tagancew — czeławiek! rachunek!
— Już gotowy — rzekła mademoiselle i, mizdrząc się, zerkając zalotnie, wyszczerzając zęby, podała Tagancewowi duży, zapisany arkusz.
Spojrzał...
Przebiegł arkusz oczyma raz... drugi i trzeci... i wykrzyknął:
— Niewiernyj szczot[1]!
— A! monsieur, tylko to, coście rozkazywali podawać tutaj i w złotej sali, tylko to jest wciągnięte w naszą księgę i na waszym rachunku zapisane: parole d’honneur!
— Wriosz skatina![2] ryknął Ilaryj Tagancew, rzucając arkusz papieru na ladę i uderzając weń pięścią. — Wriosz!
— A! monsieur, ja się obrażę! ja jestem już obrażoną! — wołała mademoiselle, zasłaniając twarz dłońmi i udając, że łka!
Nadbiegł gospodarz z interwencyą.
— A! prewoschoditielstwo! mileńkij gałubczyk a! skoro uważacie, że za dużo w rachunku waszym zapisano... to ja gotów i mademoiselle gotowa, wszystko, co chcecie wykreślić... wszyst-