Strona:Szymon Tokarzewski - Bez paszportu.djvu/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A toś zuch, a toś chwat! — śmieje się pułkownik zacierając ręce, kiedym mu po odejściu klientek wyznał, że przyjechałem bez paszportu...
— Doradzać, nikomubym nie doradzał takiej ekskursyi, ale skoroś się sam zdobył na odwagę — dajże gęby, pozwól się uściskać... Rozgospodarujże się u mnie proszę, mój bracie, po syberyjsku bez obłudy i ceremonii. Odpocznij trochę, a później — do licha! ex-re twego przybycia, zamknę dziś budę. Puścimy się na Warszawkę, będę ci do wspólnych naszych przyjaciół ciceronował.
— Zgoda! Zgoda! na wszystko co obmyślisz i co projektujesz.





Warszawa, 15 sierpnia.

Ze spiżowych serc, ze spiżowych łon dzwonów archikatedry i innych sąsiednich kościołów płyną i wysoko ponad miastem ciągną harmonijne dźwięki, wzywające wiernych na nabożeństwa.
To dziś pietnasty sierpnia, święto Matki Boskiej Zielnej.
Wieśniaczki w naręczach naniosły wiązanek kwiecia, ziół wonnych, makówek, jabłuszek i kłosów. — Warszawiacy chętnie rozkupują te sielskie poświęcone bukiety.