Strona:Szymon Tokarzewski - Bez paszportu.djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

arcypasterz, z otwartemi ramiony, wybiegł na moje spotkanie.....

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Podczas gawędy poufnej, pierwszej po tylu latach rozstania, z zakamarków serc naszych wspomnienia wypadków, w których obaj braliśmy udział, — snuły się i nizały w różaniec z pereł jasnych, świetnych, błyszczących i paciorków czarnych, matowych, żałobnych . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . a potem arcypasterz mówił
— Skoroś taki rezolut, że się bez paszportu do kraju wybrałeś, — przygotuj się na to, mój bracie, że znajdziesz tam nowych mogił mnóstwo. A z tych ścieżek, po których myśmy chadzali, wiele, jak mi donoszą, już dawno trawą zarosło, a co gorzej... wiele jest zachwaszczonych zupełnie.
— Wróciwszy, da Pan Bóg, będziemy chwasty wypleniać, drogi arcypasterzu! — zawołałem z zapałem.
— Rozumie się, mój bracie, gorliwie chwycimy się pracy — uśmiechnął się smutno arcybiskup Feliński i westchnął.
Odgaduję! On, równie jak ja przeczuwa, że będzie wyłączony z amnestyi.