Strona:Szwedzi w Warszawie.pdf/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Bośmy z Frankiem i Markiem tędy nocką wymykali się na piwo wareckie i majster nic nie wiedział, hi! hi! hi!
— Więc można niepostrzeżenie tędy wyjść?
— Można, hi! hi! hi!
— Hm! — rzekł Kacper namyślając się — dobrze i to wiedzieć, może nam się ta dziura przydać i w ostateczności Maciek może się tędy wymknąć i przyłączyć się do nas w kamienicy pana Rafałowicza, byle go straże z murów nie zobaczyły.
— Nie zobaczą, tam jest ulica i domy, ludzie chodzą — zauważył Maciek.
— Prawda, że tam jest ulica Mostowa. Zresztą to twoja rzecz, żebyś niepostrzeżenie się przemknął, i o to wcale nie idzie.
— A o cóż? — spytał Kazik.
— O to, że bez pana Rafałowicza my sami nie możemy stanowić o tem, czy Maciek ma należeć do naszej wyprawy, czy nie.
— Pewno, że to tak — rzekł Kazik — to też trzeba iść do pana Rafałowicza i o wszystkiem mu powiedzieć.
— Ano trzeba, ale wątpię, czy z tej mąki chleb będzie. Pan Rafałowicz, który się zna z komendantem bram Nowomiejskich, bo jako mający kamienicę za murami, często do niej chadza... Manderstern nazywa się ten komendant... otóż pan Rafałowicz powiedział mu, że jutro rankiem