Strona:Szwedzi w Warszawie.pdf/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Kacperek i Kazik spojrzeli i znowu zdziwieni byli nadzwyczajnie, ujrzawszy pod owym dziwacznym napisem szereg cyfr to rzymskich, to arabskich, tak naprzykład wyglądających:
XXIV. 75. 61. 3. 10. XL. 1. 8. 122. C. 57. CXV. 44. 8. 65 i t. p.
— To są same liczby — zawołał Kacperek — nic tego nie pojmuję, to jakaś tajemnica.
— Oczywiście, że tajemnica — ozwie się na to poważnie pan Rafałowicz — tajemnica niezmiernego znaczenia, którą chcę przed wami odkryć, ale wprzódy musicie mi tu przysiądz, że nikomu o niej nie powiecie. Znam ja was obu jako dobrych i zacnych chłopców, ale jesteście młodzieniaszki i zwyczajnie, jak u młodych, macie pstro w głowie. A już, jak przysięgniecie, to choćby was język świerzbiał, trzymać go będziecie za zębami. Kacperku, podaj mi krucyfiks, co tam stoi na kantorku.
Gdy Kacperek zadość uczynił temu rozkazowi, pan Rafałowicz zdjął aksamitną czapeczkę z głowy, przeżegnał się, krucyfiks pocałował pobożnie i rzekł surowo:
— Uklęknijcie i połóżcie po dwa palce na tym oto wizerunku Ukrzyżowanego Pana naszego Jezusa Chrystusa.
Mówił to głosem poważnym, uroczystym, który wśród ciszy tej nocy dziwne sprawiał na obu