Strona:Szwedzi w Warszawie.pdf/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
ROZDZIAŁ V
W którym, jest nieco o tajemnicy, o architekcie Ascolim i o śpiochu Maćku.

Dość długo pan Rafałowicz się nie pokazywał, słychać tylko było jak otwierał i zamykał jakieś szuflady i szukał między papierami, które szeleściały mocno. Obu czuwających chłopców otaczała wielka cisza, przerywana jeno chrapaniem Maćka i pani Hipolitowej. Na wieży ratuszowej zegar wydzwonił godzinę jedenastą w nocy i spiżowy głos jego wśród sennego miasta rozchodził się daleko i donośnie. Kacperek i Kazik zaciekawieni byli mocno, co to takiego ma im pokazać pan Rafałowicz i z niecierpliwością oczekiwali jego powrotu z alkierza.
Nakoniec zjawił się on, dzierżąc w jednym ręku duży arkusz papieru, zwinięty w trąbkę, a w drugiej kartkę jakąś złożoną we czworo. Usiadł na krześle, oddychając głośno, bo się widocznie staruszek zmęczył i kładąc na stole ów papier zwinięty w trąbkę, rzekł: