Strona:Szwedzi w Warszawie.pdf/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zydentowi i radzie oddawcę tego pisma, imci pana Seweryna z Żurawinca Boskiego, rotmistrza chorągwi pancernej, a że pismu niebezpiecznie powierzać ważne sprawy, których pan Boski jest posłem, więc nakazuje pod łaską swoją wysłuchać pilnie pana Boskiego i wypełnić to wszystko, co on powie.
— Patrzajże! — klasnął w ręce pan Rafałowicz — to takie rzeczy się święcą, ale gadajże dalej, cóż ten pan Boski powiedział?
Skorom przeczytał w głos owe pismo, pan Boski rzecze: „słuchajże mię waćpan, bo czasu nie mam i Szwedziska mogą mię capnąć. Tedy wiedz, że król Jegomość niebawem z wielką potencyą przyjdzie pod Warszawę i jeżeli się Wittenberg nie podda, szturmem miasto weźmie i tych zamorszczyków do nogi wytniemy. Ale wziąć takie miasto jak Warszawa — nie łacno, więc król Jegomość nakazuje waćpanom i rajcom, ażebyście mu dopomogli, uzbroiwszy się cichaczem i czasu szturmu wewnątrz uderzyli na Szweda; żebyście wskazali, którędy najłacniej dostać się do miasta i bramy otworzyli. Takiem jest moje poselstwo.“
— Patrzajże, patrzajże — wołał pan Rafałowicz ogromnie ucieszony i przysuwając się coraz bardziej ze swym zydlem do Kacperka. — Szturm będzie… Szwedów do nogi wytną! A toś mnie ucieszył, mój chłopcze! Niech ci to pan Jezus wynagrodzi. No i cóż? cóż na to pan Giza?