Strona:Szwedzi w Warszawie.pdf/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— A nic — odrzekł tenże.
— A czegożeś tak wrzasnął?
— Niczego!
— Jakto niczego? przecież coś ci się stać musiało?
— Nic... jeno mi kwaśno w gębie.
— Z czego?
— Z tego podpiwku.
Ale Kacperek wmieszał się w tę rozmowę, któraby z pewnością końca nie miała, bo znał Maćka i rzekł:
— A niech jegomość na tego kpa uwagi nie zwraca. To całkiem głupi chłop, choć poczciwy.
— A nie głupi! — zaprotestował Maciek.
— Cicho bądź! — syknął mu nad uchem Kazik i wlepił mu kułaka pod bok.
— Nie bij! — mruknął Maciek.
— Jak mi się jeszcze raz ozwiesz — szeptał Kazik — tak cię razem z Kacperkiem weźmiemy za kark i za drzwi wyrzucimy na ulicę, a tam Szwedy na ciebie czekają i taką ci łaźnię w kordegardzie marszałkowskiej sprawią, że ci się rodzona babka przyśni.
— Nie gadaj! — zawołał Maciek — zali prawdę mówisz?
— Najprawdziwszą prawdę.