Strona:Szwedzi w Warszawie.pdf/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

I oglądając się dokoła, znów począł nosem pociągać, oczkami ruszać i nagle jak nie ryknie na cały rynek:
— O laboga! laboga!
Kazik aż podskoczył i już nie wiedział co robić, ale na szczęście rozległy się miarowe kroki żołnierzy, idących rontem.
— Ront idzie! — syknął Kazik — bierz kosz i uciekajmy!
To poskutkowało. Maciek porwał koszyk i wyciągając swe długie nogi, machając ręką, puścił się tak szalonym pędem, że Kazik, który trzymał kosz za drugie ucho, ledwie był w stanie nadążyć. W jednej chwili znaleźli się na Wązkim Dunaju.
Tak ubiegłszy kilkanaście kroków, Maciek, czując, że już niebezpieczeństwo spotkania się z rontem minęło, nagle zatrzymał się tak gwałtownie, że Kazik, nie spodziewając się tego, wpadł na kosz i głową zanurzył się między pierniki, nici i wstążki.
Maciek wolno odwrócił się i spostrzegłszy towarzysza w takiej pozycyi, ciężko wydobywającego się z kosza, począł się piskliwym głosem śmiać.
— Hi! hi! hi!
Ale Kazik wygramolił się nakoniec z kosza i opłakaną miał fizyognomię, bo natknął się twa-