Strona:Szwedzi w Warszawie.pdf/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wolno, systematycznie wydobył kosz, otrząsnął go, wyprostował się, pociągnął nosem, odetchnął głęboko i mruknął:
— A tom się zmachał!
— Zmachał się! nie wiem czem! — zawołał Kazik — bodajże cię! — dawajże ten koszyk!
Maciek wolno podniósł kosz, zarzucił na plecy i ostrożnie wyciągając swe długie, cienkie nogi, przeszedł przez różne szczątki i stawiając kosz przed Kazikiem, rzekł:
— Masz!
I znów się przeciągnął, westchnął i szepnął:
— A tom się zmachał!
Kazik już nic nie rzekł na to, mruknął tylko coś pod nosem i począł żwawo zbierać różne przedmioty, rozrzucone po ziemi i wkładać je do kosza. Maciek stał, patrzał na to i nagle ni stąd ni zowąd zaszlochał i zajęczał tak głośno, że się aż rozlegało dokoła:
— O laboga! laboga!
Kazik aż podskoczył z gniewu i przypadłszy do Maćka, wymierzył mu w bok potężnego kułaka pięścią, wołając:
— Stulisz ty gębę, cebulo! zabieraj mi się zaraz do roboty, bo ja tu czasu nie mam bawić się z tobą, ośla głowo!
Maciek spojrzał na Kazika, otrząsnął się po kułaku i rzekł: