Strona:Szwedzi w Warszawie.pdf/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

jednemu do lochu, a potem go spuścimy i dziura w murze będzie zakrytą.
Zrobiono tak i w rzeczy samej obraz tak zakrył wybity w murze otwór, że ktoś, nie wiedząc o tem, w żaden sposób nie mógłby się domyślić co się za obrazem znajduje. Potem pan Rafałowicz kazał się zaopatrzyć w wodę, przyczem sam wyszedł na podwórze, a potem ostrożnie przez bramę wyjrzał na ulicę. Ale nic niepokojącego nie dostrzegł. Na murach i na basztach bram Nowomiejskich stały gęste straże, ale niczem nie zdradzały obawy lub gniewu. Większość z nich pod palącemi promieniami czerwcowego słońca drzemała leniwie.
Uspokojony co do tego, pan Rafałowicz wrócił do izby, a gdy dwa duże dzbany pełne były wody, kazał zapalić pochodnie, obraz uchylić i przeżegnawszy się, pierwszy ruszył do lochu. Za nim poszedł Kazik, potem Maciek, wreszcie Kacperek, któremu, jako najrozważniejszemu, kazano obraz spuścić.
Na samym początku podziemia znajdowały się wązkie schody kamienne, oślizgłe od wilgoci. Schodów tych było piętnaście i trzeba było bardzo ostrożnie po nich stąpać, gdyż były wązkie i ślizkie nadzwyczajnie. Gdy nakoniec wszyscy czterej z nich zeszli w milczeniu, znaleźli się w niewielkiej, sklepionej mocno z głazów polnych, pół-