Strona:Szwedzi w Warszawie.pdf/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

na to, że Kacperek i Kazik podrwiwali sobie z niego na umor.
Upłynęło tak z pół godziny na śmiechach i żartach, i do lochu powinna była wejść znaczna ilość świeżego powietrza. Pan Rafałowicz wstał, z pod żupana wyjął jakieś pudełko i pokazując je chłopcom, rzekł:
— Przypatrzcie się, to jest instrument, mociumpanie, który się zowie busolą. Ta strzałka, którą tu widzicie, żeby niewiem jak obracać pudełko, zawżdy północ wskazuje.
Maciek, który także się zbliżył, żeby zobaczyć pudełko, zapytał:
— A na co to?
— Na to, że w podziemiach, do których się zaraz spuścimy, mogą być różne rozgałęzienia, piwnice, odnogi, tak, że nie znając ich dobrze, możemy pobłądzić. Mając plantę nieboszczyka mistrza Ascolego i tę oto busolę, zawsze wiedzieć będziemy, gdzie iść należy.
— A bo to prawda! — zauważył Maciek.
— Obaczysz, że prawda.
— Hm, jeśli to prawda, to te hycle Niemcy zawżdy coś wymyślić muszą. O, laboga, laboga jaki to zmyślny naród!
— Pewno, że zmyślny — zauważył pan Rafałowicz — nie tak jak my, co jeno jeść, pić, bić się i sejmy zrywać umiemy.