Strona:Szpieg powieść historyczna na tle walk o niepodległość.pdf/233

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
225

— Masz słuszność — zawołał Birch — za późno już. Zniszczyłem moją deskę ocalenia. Lecz ufam, że On odda sprawiedliwość bodaj pamięci mojej.
— Jaka deska zbawienia? — zapytał sierżant ciekawie.
— To nic — odpowiedział kramarz, odzyskując zwykły spokój i unikając badawczego wzroku swego towarzysza.
— A kto jest On?
— Nikt.
— Nie i nikt, to ci się nie na wiele przyda — rzekł sierżant wstając. — Połóż się na łóżku pani Flanagan i postaraj się zasnąć, jutro obudzę cię na czas i doprawdy, chciałbym z duszy serca dopomóc ci w czemkolwiek, bo przykro mi, gdy człowieka jak psa wieszać mają.
— Więc możesz mnie ocalić od tej haniebnej śmierci! — zawołał Birch, zrywając się z miejsca i chwytając dragona za ramię. — Och! czego jabym ci nie dał w nagrodę!
— A to w jaki sposób? — zapytał sierżant zdziwiony.
— Patrz! — rzekł kramarz, wydobywając kilka gwinei z zanadrza — to jest nic w porównaniu z tem co ci dam, jeżeli mi dopomożesz uciec.
— Gdybyś był tym, którego portret jest na tych złotych monetach, jeszczebym cię nie usłuchał — rzekł kawalerzysta, rzucając z pogardą pieniądze na ziemię. — Idź, nędzny człowieku, pojednaj się z Bogiem, bo On tylko może ci być dziś pomocą.
Powiedziawszy to, sierżant wziął latarnię i nie spojrzawszy już na kramarza, wyszedł zdjęty oburzeniem. Birch zrozpaczony padł na posłanie Betty, a sierżant tymczasem dawał ostatnie polecenia strażom, przykazując im strzec więźnia jak oka w głowie.
— Życie twoje w tem, żeby nie uciekł. Niech nikt tu nie wejdzie ani nie wyjdzie stąd do rana.