Oddział kapitana Lawtona śledził cofającego się ku statkom nieprzyjaciela z niesłabnącą ani na chwilę czujnością, nie mogąc jednak pochwycić najmniejszej, sprzyjającej atakowi sposobności. Doświadczony zastępca pułkownika Wellmere’a znał dobrze siłę przeciwnika i trzymał się wciąż nierównej powierzchni wzgórz, dopóki tylko było można. Trzeba jednak było wreszcie zejść w dół do rzeki. Zanim odważył się na ten krok niebezpieczny, sformował swych ludzi w zbity kwadrat, najeżony po zewnętrznych rogach bagnetami. Niecierpliwy kawalerzysta rozumiał dobrze, iż w takich warunkach i mając do czynienia z dzielnym żołnierzem, nie może liczyć na pomyślny skutek szarży, krążył więc tylko w pobliżu, patrząc z żalem, jak zwolna, lecz stale równym marszem posuwali się ku brzegowi. Niewielki dwumasztowiec, który ich tu przywiózł z miasta, czekał na nich ze zwróconemi w stronę lądu armatami. Lawton miał dosyć rozsądku by pojąć, że byłoby szaleństwem porywać się przeciwko takiemu połączeniu siły z przezornością, to też Anglicy wsiedli na statek bez przeszkody. Dragoni po-