Przejdź do zawartości

Strona:Szlachcic Zawalnia (1844—1846). Tom 1.pdf/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

i ówdzie jakby lustra odbijają dzienny promień, a nad brzegami ich drzemią gęste lasy; gdzie niegdzie po spadzistościach gór czernieją ubogie domki wieśniaków; nie obaczysz tu nigdzie miastowych murów, ani baszt starego zamku. Tam człowiek zapomina o świecie. Nie brzmią tam sądy o sprzeczkach Izby francuzkiéj w interessie Egiptu i Turcji, nie słychać tam o angielskim Parlamencie, o wojnie z Chińczykami, nie rozprawiają tam o żelaznych drogach, ani o dziwnym wynalazku Daguerr’a. A tylko głos pastuszka, wystrzał myśliwca w gaju, lub wiatr przelatujący w wierzchołkach boru, zakłócą na chwilę ciszę okolicy….
Zbliżając się ku stronom Połocka, jezioro Nieszczorda na mil kilka zalewa przestrzeń, podmywa falami nadbrzeżne góry piaszczyste, ku południowi obszerne łąki usiane kępami łoz; w niektórych miejscach między trzciną, rzeczki biegąc zdaleka, kryją się w rozlewie wód jeziornych. Tam wiosna rajem; ptastwo różnego rodzaju zda się zgromadzać ze wszystkich krajów świata; tysiące różnych melodyjnych, dzikich i czułych głosów, odzywa się nad wodą po łąkach i lasach, jęk kukawki, pienia słowików, brżmienia bąka w trzcinie, wrzaskliwe krzyki kaczek.... Ta dziwna harmonia i ten koncert natury, unosił moją wyobraźnię w jakiś kraj czarodziejski.
I teraz te miejsca, gdzie będąc dziecięciem tyle cudów przyrodzenia widziałem, te gaje, te zielone brzegi Nieszczordy malują się w mojéj pamięci, jakby ogród widziany we śnie. Przypominam opowiadanie gminu o podaniach téj stro-