Strona:Szczypawka - Humorystyczne listy z terenu wojny.djvu/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nierzy, nie tylko, że nie został dotąd zniesiony przez wojska carskie, ale — o cudzie! — przeszedł do ofenzywy i pierze hordy carskie, aż święci pańscy w niebie się cieszą!... Ta waleczność wojsk austrjackich zaciekawiła mnie bardzo. Postanowiłem więc zbadać, do jakiego pułku żołnierze ci należą?
Gdy spuszczałem się na ziemię, jeszcze na wysokości jakich 200 stóp usłyszałem wyraźnie:
— Widzis tam, Grzela, tych kozaków?... Cyluj jem w som łeb!
— A ino!
Jakto? Więc to Polacy?... Staję na ziemi. Ależ tak — polskie mundury, polskie sztandary!... To oddział jednego z legjonów polskich!...
A bitwa tymczasem trwa dalej. Kule moskiewskie brykają wesoło wysoko, ponad głowami polaków i lecą dalej, na spacer, na świeże powietrze. Tylko czasami któraś się zabłąka niechcący i spadnie w szczupłe szeregi polskie, uszczuplając je jeszcze więcej. A Polacy napierają, prażąc celnymi strzałami obrońców carskiej ojczyzny, szubienic i tiurem, którzy cofają się ciągle, wierni tradycji Kuropatkina...
I tak trzy dni toczyła olbrzymia carska armja bój ze skromnym polskim oddziałem, z kiepskim dla siebie szczęściem. Armji carskiej przybyły posiłki, w liczbie 300 tysięcy kałmuków, tatarów i samojedów, ale i te posiłki okazały się na nic. Dopiero czwartego dnia po południu, kiedy dowódca pol-