Strona:Szczypawka - Baczność! Jenerał Tabaka ma głos!.djvu/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Widzonc, co tu nie przeliwki, dałem znać girom i uciekiem, az sie kurzyło. Kalkulujonc se tak i rozmaicie ten wypadek, dowlokłem sie do Ciechanowa, wsiatem na tren i za trzy godziny byłem juz we Warsiawie. Miałem ci tu adres do p. Dmowskigo, głównygo bosa od narodowych dymokratów, tak z pomocą ludzi i trembaju dostałem sie do rydachcyi, w którny Dmowski pise.
— Pochwalony! — pedom, wchodzonc do redachcyi.
— Na wieki. A co sobie życzycie?
— Zyce se widzieć z panem Dmowskim?
— A co za interes?
— Jenteres narodowy, osobisty.
— Ale musimy wiedzieć jaki, bo pan Dmowski, od czasu, gdy dostał na ulicy po pysku, jest bardzo ostrożny.
— Jezdem jenerał Tabaka, z Hameryki i chce sie zobacyć z panem Dmowskim wula oswobodzenia Polski...
— Co?... Jenerał Tabaka? Nieznamy żadnego Tabaki.
— Stop! — pedom. — Obraza je to, psieścirwo dla całki nasy armji! Jak widze, to wy tu wsyćkie krejzy jezdeśta, kiej nie wita nawet o jenerale Tabace i wojsku polskiem w Hameryce! Osły i tylo!
— Szwajcar! Wyrzucić tego chama za drzwi! — rozkazał ten, co ze mno rozmawiał.
Jescem nie zdonzył sie, psieścirwo, zmiarkować, kiej juz jakiś wielgi chłop złapał me za kołnirz i wyrzucił na ulice!...

59