Strona:Szczypawka - Baczność! Jenerał Tabaka ma głos!.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak ubirajsia won!
— To macie tu, panie Moskal talara, ino mnie puśćta.
— O! — pedo Moskal, kiej obacył talara — to ty amerykaniec? U ciebie dużo djenieg jest! Talara mało — pienć dawaj!
— Rad nie rad musiałem dać mu pienć talarów w garść i wtencas dopiro moskal me przepuściuł. Kiej juz stompnonem nogo w Rusko-Polsce, tak se myśle: trzaby iść do Warsiawy, bo tam cłek najprendzy zasieńgnie wiadomościów. Ale gdzie tu je, psieścirwo, ta Warsiawa? Trza bendzie sie kogo spytoć. Akurat ujrzołem jakigoś cłeka.
— Sej, bracie rodaku, powidzta mnie, gdzie tu je droga do Warsiawy?
— Do Warsiawy? Nie wiem, panie, o zadny Warsiawie. Do Kozi Wólki to moge panu droge pokazać, ale o zadny Warsiawie to nie wiem.
— Co, o Warsiawie nie wita? Chybaśta nie Polak?
— Jo jezdem katolik — pedo mi na to ten cłek.
— No ale i Polak?
— Lepi niech pon tak głośno nie goda...
— Dlacego?
— Bo jesce ziandar abo straźnik usłysy i obacys pon...
— Krejzy jezdeś! — rzekłem mu na to i posetem se dali.
Po niejakiem casie spotkałem jakigoś z hamerycka ubranygo cłeka, któren jechoł na koniu.

57