Strona:Szczypawka - Baczność! Jenerał Tabaka ma głos!.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wsiatem na tren, pojechołem do New Yorku i za trzy dni płynonem se juz na sifie bez ocyjan.
Oj, pedom wom rodaki, wierne krześcijany, ze o maluśki włos ino, a juzby mnie nie było na świecie!... Posłuchajta ino, jak to było:
Pirsygo dnia jazdy sifem wsyćko było orajt: ocyjan był spokojniutki, wiatru nie było, tedy pomyślałem se, ze juz i reśta drogi tak samo puńdzie i na jentencyje scenśliwy podruzy odmówiłem pienć ojce nas i pienć zdrowaś Maryja. Nazajutrz do południa tyz było wsyćko w porzondku i byłem w dobrem umorze, az tu ci, psieścirwo, odwiecyrza zerwała sie wichura, jakby drugi Judas zdrajca powiesił sie i tak ci zacena rzucać śifem, kiejby jakiem patykiem. Nie wysło mi to na zdrowie, bo juz około północy zaceno sie w bebechach rozmaite mrucenie i warcenie a rychło potem — wsyćko zaceno mi wyłazić, jakby to pedzieć, oknami i drzwiami... Nie trza wom tu tygo chyba dokumentnie wykładać, bo przecie wiadoma rzec, ze kuzden z jadoncych do tutejsych kontruw bez takie rewolucyje przechodziuł... Trzymała mnie ta słabość, psieścirwo, całkie śtyry dni i śtyry noce, az dopiro piontygo dnia, kiej wiatr ździebko sie uspokojuł, wyrychtowałem z pomocą rycynusu i wisky swoje zdrowie.
Kiej sóstygo dnia siedziołem se na pokładzie, jak to pedojo — na rekowalencyi — raptem ujrzołem, jak jakisi wielachny zwirz morski podpłynon pod som śif, rozdziowiuł pascenke i tak spojrzoł, jakby ci mi chcioł pedzieć:

55