Strona:Szczypawka - Baczność! Jenerał Tabaka ma głos!.djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Kole wiecora bagazie wsyćkie przysły na miejsce maniebrów, gdzie juz rycerstwo cekało na nie z niecirzpliwościo, boć to bez bagaziów — maniebrów rozpoconć ani rus. Kiej bagazie ino przyjechały, tak ci zaro wydałem rozkaz:
— W siereg — stań!
Stanęły chłopy do kupy, pocem krzyknonem:
— Naprzód — marś!
Po ty kumendzie jak potrza, jedne pośli na prawo, a drugie na lewo. Kiej juz uśli kawałek, krzyknonem:
— Do bagaziów — przypuscaj śturm! Raz-dwa! Raz-dwa!
Tu ino ziemia zadudniała, tak nase dzielne rycerze rzucili się do śturmu.
W okamgnieniu zdobyła armija bagazie i zacena tempić wroga, siedzoncygo w beckach i flaskach... Po kilku godzinach na placu ostała jeno kupa flasków, becków i jensych naturalnych śladów poskromnienia wroga. Tedy kazałem zatrombić samorodnom trombo do snu, choć prawde rzeknonć, to rycerstwo spało juz dawno, spracowane śturmem, gdzie kto móg — jeden w rowie, jensy na becce, jensy w bruździe, rozmaicie.
I tak sie fajnie skońcuł pirsy dzień maniebrów.
Nazajutrz, kiej ino brzask się ździebko zacon robić, juz w obozie nasem zaceno sie wsyćko pomału ruchać i ten i ów w partyzantke przypuscał śturm do bagaziów. Kiej słonko wesło, to juz wsyćkie rycerze byli na nogach i nie trza było trombić do ataku, bo juz kuzden atakował kieki i

52