Strona:Szczęsny Morawski - Sądecczyzna.djvu/173

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Leszek przed Tatarami schronił się na Węgry; węgierski zaś król uciekł ku morzu obronę kraju poruczając dzielnemu Szowarskiemu Jerzemu. Do niego udał się Leszek.
Jerzy niewielkie miał wojsko: ale jako wódz doświadczony korzystał z obronności gór. Odwagą i dzielnością dorobił się dziedzicznego mienia: zamku jednak utwierdzonego nie miał. Oglądając się za miejscem sposobnem upatrzył sobie był górę zwaną Tarkew nad rzeczką: Tarczalem, (między Pałoczą a Sobinowem). Uprzedzając aby kto inny nie zajął pustej góry, posłał tam był wierne swe sługi: Tomasza i Piotra Hippolitowicze, którzy mu od dzieciństwa w dobrej i złej doli towarzyszyli i wszystkie trudy wojenne dzielili. Doświadczeni ci wojownicy ogrodzili się na onej górze i utwierdzili, a gdy Tatarzy wpadli, lud okoliczny znalazł tam bezpieczne schronienie.
Jerzy Szowarski zaś jako orzeł bystry z wyziny Krępaków śledził kędy się wróg obraca, a gdy jaki odosobniony zagon dostrzegł, spadał z gór jak błyskawica, odbijał plon i łup, a łby tatarskie na znak zwycięztwa przesyłał królowi swemu. Słysząc zaś: że Tatarzy oblegają Pieniny, przywołał i Tomasza Hippolitowicza i ciągnął doliną Popradu ku Pieninom. Zważając dzielność i przywiązanie Podolinieckiego sołtysa do swej królewskiej dziedziczki, niewiele chybi domysł: że on znowu przywołał i naprowadził tę odsiecz madziarską. Domysł ten wspiera okoliczność: że niezadługo znowu Kinga wynagradza wierne jego usługi; nadając las między Podolińcem a Gniazdami.
Niebawem natrafił na potężny oddział Tatarów czatujących pod górą: Rogaczem zwaną. Właśnie podczas onej strasznej burzy gradowej, która od Pienin odpłoszyła Tatar, starł się z nimi i równie jak Kinga doznał widocznej opieki Boga. Koń padł pod nim i był w niebezpieczeństwie życia, gdyż Tatarzy nań zewsząd godzili. Lecz wierny i nieodstępny Tomasz Hippolitowicz podał mu innego konia, a niebo zesłało gromy straszne i gradobicie z ulewą. Tatarzy uciekli! Miejsce tej potyczki spamiętało podanie ludowe; zwie ono się dziś: Kobylikiem, koło Mniszka i Piwnicznej. Po wygranej Jerzy Szowarski zniósł się z Kingą w Pieninach udzielając jej zamysłu swego ścigania wroga przestraszonego porażką i cudem.