Strona:Szandor Petöfi - Wojak Janosz.djvu/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
45

Dla niej biły wszystkie serca mego bicia,
Ona była różą ciernistego życia,
Takeśmy się z czasem wzajem przywiązali,
Że nas ludzie „parą sierot wioski“ zwali.

Dzieckiem już, ażeby ujrzeć ją znienacka,
Zrzekłbym się wszystkiego, nawet z serem placka,
Okiem jej spojrzenia szukałem w kościele,
A jak się z nią pięknie bawiłem w niedzielę!

Cóż dopiero kiedym wyrósł na młodziana!
W sercu się rozwiła miłość niesłychana,
Kiedym pocałunek na jej ustach składał,
Nie spostrzegłbym gdyby świat się gdzie zapadał.

Truła jej dni młode macocha zawzięta,
Niech złej babie tego Pan Bóg nie pamięta,
Ciągłe dokuczania granic by nie miały,
Lecz ją moje groźby na wodzy trzymały.

I mnie także stokroć gorzej być zaczęło,
Gdy mej opiekunki oko się zamknęło,
Od dnia jak podała mi dłoń litościwą,
Była ona dla mnie jak matką prawdziwą.

Twarde jest me serce w skutek twardej doli,
Lez nie leję, w sobie przetrawiam co boli,
Lecz na grobie matki przybranej tak rzewny
Zdjął mnie płacz, że ciekły łzy jak deszcz ulewny.