Strona:Szandor Petöfi - Wojak Janosz.djvu/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
40

Gdy się oddział cały obmył ze krwi świeżéj,
Odprowadził króla do zamku, co leży
Niebardzo daleko od pobojowiska,
Do monarchów Francji starego zamczyska.

Ledwie na podwórzu hufcem się zebrali,
Janczi się z królewną, ukazał w oddali;
Byli razem, Janczi i królewska córa,
Ona jako tęcza, a on jako chmura.

Gdy swą, córkę znowu król zobaczył stary,
Uścisną! ją,, niemy z radości bez miary,
I dopiero usta jego słowo rzekły,
Gdy ją, już jagody od uścisków piekły:

„Drugi raz się w życiu taki dzień nie zdarza!
Hej! niech kto bądź biegnie zawołać kucharza,
Żeby nam kolację dobrą przygotował,
Czas już, bym zwycięzców suto uczęstował.“

„Nie ma po co wołać, najjaśniejszy panie,
Ozwał się głos z tyłu i rądli szczękanie;
Wszystkom przygotował do kolacji walnéj,
I już zastawiony stół w sali jadalnéj.“

Miłym był nadzwyczaj dźwięk tych słów kucharskich,
Szczególniéj dla uszu huzarów madjarskich,
Prosić się nie dali i z królem pospołu
Poszli do jadalni, do pełnego stołu.