Strona:Stefan Napierski - Obrazy z podróży.djvu/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
II

W tem czarującem zdeprawowaniu pochylasz się nad filiżanką i, jak w gęstem jeziorze pozłocistej smoły, widzisz krągłe kolce gwiazd: to źrenice odbite w herbacie. Wyglądają z dna, niby pyszczki rybie, łowiące wietrzyk wieczorowy, pełen aromatu wschodów, i przez czerniejące zmarszczki w mocnym wywarze ledwo chwytają palce, drgające, jak grzbiet konia na pustyni. Rozwiany burnus drży i trzepota na tle różowo-pustem, śpiewa napięta cięciwa, wsparłeś się w bok, jak emir, i zawodzisz gorzką, hulaszczą, natchnioną piosenkę. Wory pereł dźwięczą po brukach Bagdadu, rumaki tanecznie stąpają po różach, baseny zielonkawe chluszczą, dotknięte przez stopy smagłe, zmąca się młodość.
Na bardzo mrocznem suknie szukasz dłonią, drżącą niecierpliwie, łańcuszka filigranowej roboty; ale to już jest w szwajcarskiem sanatorjum i czas biały kitel nasunął na patrzące oczy.


III

Wzdłuż rzeki iść, która zwie się... która zwie się... niechaj będzie: Narew. Aż do mostku, omszałego zielono, rzezanego biało; belki brzozowe próchnieją z roku na rok, co raz szybciej przechodzisz po nich aż pomiędzy rdzą rumianą zarosłe sadzawki, pachnące świeżą zgnilizną, jak rozpłatany karp. „Pan Aleksander