Strona:Stefan Napierski - Obrazy z podróży.djvu/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
W SZTAMBUCHU
Przejeżdżam Metz. Zdaleka oglądam katedrę. Wspominam Bazaine’a.
Lecz tu jasnowłose panienki czytują jeszcze Oktawa Feuilleta,
którego heroiny brną przez śnieg w długich trenach.
Ach! cóż za wzniosłe nazwy: Lotaryngja, Alzacja,
jakimż zielonym chłodem powieje wspominana Mozella,
a drobnomieszczańskiej prowincji nie zdziwi się trzydziestoletni poeta. —
Lecz wielce jestem znużony. W polskim ogródku przekwitła akacja
oddawna. I nikt mnie w ojczyźnie nie czeka.



NANCY

Znów we Francji. Obco tu żyją.
Piszą listy na blatach,
Blagują. Porto piją.
A miłość tu jest taka:
Siedzą. Godzinami milczą.
I uważnie grają w tric-trac’a.

Na prowincji, w katedrze, poczułeś się święty.
Deszcz skrapia drzewa (jak wszędzie) zielone
I rokokowe cudne monumenty.
Wrony kraczą. Idź „między one“.