Strona:Stefan Napierski - Elegje.djvu/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
Z SAFONY

Eros, ów członki rozwiązujący, nęka mnie,
Słodko i gorzko, to, przed którem nie uciec, srogie zwierzę



Spleciony zdobny bogato wokół jej nóg
Rzemyk frygijskiej roboty



Późno jeszcze wspomni nas człek



Attis, kochałam cię pewnie — ongi, czasy dawnemi



Bóstwom błogim zda mi się rówien
Mąż ów, który zbliska naprzeciw ciebie
Zasiadł i słodkie, tkliwe słówka szepcąc,
Twego słucha głosu,
Ach, śmieje się, pochlebiając, i oto całe me życie
Stygnie w piersi od nagłego frasunku,
Bowiem, gdy muśnie cię wzrok, nie wyda już głos
Żadnego dźwięku,
Jeno w ustach zmartwiały mam język,
Cichy płomień płynie pod skórą,
Nic nie widzę oczami, szum
Wzbiera w mych uszach,
Pot wybucha, wszystkie członki luźne
Trzęsie dygot, i blednę, coraz bledszy,
Jak łodyga, łamię się, przemienion,
Podobien śmiertelnym.



Wszelako znieść trzeba wszystko...



— a serce me pożąda poomacku



— chłodny deszcz
Szumi przez drzew pigwowych