Strona:Stefan Napierski - Elegje.djvu/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
XXIII

Kawalerzyści czarne paznokcie rąk, szerokich w przegubach,
Obrośniętych ryżym włosiem, łagodnie składają
Na twardych kolanach i potężnych udach;
Siedzą z dziarsko na tył głowy odsuniętą czapką,
Zaopatrzoną w otwory od przewiewu, i, kurząc fajkę.
Oczy z niebiesko - łzawej stali wlepiają przed siebie.
Jestem z wami, ludzie prostego obowiązku, mężczyźni wysiłku,
Mężczyźni konkretności ponad siły, wyczerpującej, jak szybki i nagły spazm,
Po którym, wstając, człowiek zasypia, wali się jak kłoda,
Straszliwego mozołu, mordęgi, triumfującej na krótko, zabójczej radości;
Jestem z wami, zwycięzcy, skaczący do gardła świata;
Z wami, skaczący sobie do gardeł.
O, wy, przepasani rzemieniem, w niebieskich koszulach,
Odwiniętych po łokieć, rozchełstanych na piersi, by nie drapały skóry,
(Spalone są na wietrze ramiona, a dłonie przeżarte, jakby czarną namaszczone oliwą),
Palacze okrętów, ty, zgrabny syfilityku z kotwicą wytatuowaną pod prawą brodawką.
Z tobą, chłopcze o dobrych oczach (szare są i zamglone jak morze, kiedy podmuch je gładzi drapieżnie),
Z ujmująco - dziecinnym uśmiechem, z głową, jak jajo, przystrzyżoną okrągło na jeża, niby galernik;
O, bezbronny, zuchwały, rozumny, koleżeński;
Prosty (to nas potępia);
Wobec którego czuję onieśmielenie większe, niźli wobec wielkich tego i tamtego świata:
To są tylko des hommes à succès: sukces jest łatwy; ale naj-