Przejdź do zawartości

Strona:Stefan Napierski-Ziemia, siostra daleka.djvu/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
ARKONA

Pierwszy pokłon: palcami wyciągniętej dłoni
dotykasz gleby, strugi, konaru i głazu;
drugi: rzucasz ramiona, jak na wiatr gałęzie,
ku drzewcowi chorągwi, przebitej przez włócznię,
i ku tarczy rozchwianej, jak twarda kopuła.
Poczem w chmury spoglądasz twarzą biało-ślepą
ku przejasnemu źródłu, widnemu gromowi,
i w żałobie ją chylisz: tam, gdzie noc spoczywa.
Wreszcie dźwigasz się cały. W dumnym, wielkim dreszczu
(pochwaliwszy zaświaty, świat i elementy)
W trzy twarze oko wlepiasz, srebrem powleczone
— ponad wichry i burze i ziemie i morza —
ku przepasce złoconej na wzroku i wargach.
Poczem słuchasz, napięty, jak łuk i jak harfa
mosiężna: zapadają się grody z bursztynu,
fale zielone płóczą ruiny i kości,
a z ust twych uśmiechniętych, wpółrozwartych, śpiewnych,
jak krew, cienkim strumieniem murawy rosząca,
sokół trzepoce siwy i płoszy puszczyki.