Strona:Stefan Grabiński - Salamandra.djvu/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Zupełnie słusznie — poparło ją parę głosów.
Dama w tango bez słowa przeszła do sali sąsiedniej i zniknęła w tłumie wirujących w takt walca.
Wtedy poczułem nieprzepartą chęć usłyszenia wróżby z ust tej niezwykłej kobiety. Lecz Halszka usiłowała mię wstrzymać:
— Jerzyku, daj spokój, ja się takich rzeczy ogromnie boję. Może ci powiedzieć coś złego, jak tamtej pani.
— Ależ, Halko — uspakajałem ją półgłosem — przecież to tylko zabawa — taka sobie salonowa rozrywka w antrakcie między jednym turem walca a drugim.
I przystąpiłem do chiromantki, wyciągając lewą dłoń:
— Może mnie zkolei zechce pani wywróżyć coś z ręki?
Drgnęła i żywo obróciła się ku mnie. Uczułem na sobie mocne spojrzenie jej oczu.
— Panu? — zapytała z wahaniem w głosie — Wolałabym wstrzymać się od wróżby.
— Jerzy! — usłyszałem za sobą błagalny szept Halszki — Sama ci odradza. Chodźmy stąd, Jerzy!
Słowa te, choć ciche, zdaje się dotarły do uszu wróżbiarki, wywołując skutek wprost przeciwny intencjom mej narzeczonej.
— Zresztą — rzekła, decydując się nagle — spróbuję coś wyczytać z pańskiej dłoni. Ponieważ podał mi pan rękę lewą, zaczniemy od odgadywania przeszłości i charakteru. U mężczyzny bowiem lewa ręka jest negatywną i rejestruje tylko to, co już minęło lub jeszcze trwa do chwili obecnej; u kobiety