Strona:Stefan Grabiński - Salamandra.djvu/147

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

magiczny szczegóły uboczne... Gdy wchodziłem w próg domu Andrzeja, biła dwunasta...
Przyjął mię z chmurą na czole i wyrzutem w oczach. Nie mówiliśmy nic o Kamie, chociaż z zachowania się przyjaciela poznałem, że wiedział o wszystkiem.
— Musisz koniecznie raz jeszcze widzieć się z tą wiedźmą — rzekł po wysłuchaniu mej relacji o stanie zdrowia Halszki.
— Poco? — zapytałem przygnębiony.
— Ona musi mieć u siebie coś, co należało dawniej do Halszki: jakiś przedmiot, może wstążkę do włosów, może coś z ubrania. Musisz to jej stanowczo odebrać, rozumiesz? Odebrać i oddać natychmiast w moje ręce.
Nagle przypomniałem sobie woskową kukłę. Dziwna myśl przemknęła przez głowę.
— Zdaje mi się, że ta figurka może ci się na coś przydać.
Wydobywszy z kieszeni lalkę, podałem ją Andrzejowi:
— Znalazłem to u niej na kominku pośród cacek buduarowych. Włosy tej kukły należą niewątpliwie do Halszki: jest to ten sam jasny, bezcenny pukiel, który zgubiłem wtedy, w noc sabatową. Pamiętasz?
— Pamiętam — odparł, biorąc skwapliwie do ręki woskowy odlew. — Pamiętam — powtórzył ciszej, oglądając figurkę starannie ze wszystkich stron — Mówiłeś mi o tem swego czasu; już wtedy zrodziło się we mnie podejrzenie, że owa „zguba“ nie jest czemś przypadkowem.