Strona:Stefan Grabiński - Salamandra.djvu/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Umieścił sobie kukłę na dłoni i zapytał, uśmiechając się zagadkowo:
— Czy wiesz, kogo ta figurka ma wyobrażać?
— Nie.
— Twoją narzeczoną.
— Wolne żarty.
— Mówię całkiem serjo. Przy podobnych praktykach nie chodzi bynajmniej o podobieństwo rysów i postaci; kształt odgrywa tu rolę podrzędną — rozstrzyga intencja, zamiar. Lalka — to tylko symbol, to tylko taki sobie znak algebraiczny, wprowadzony w miejsce osoby, której się chce zaszkodzić. Wystarczy, jeżeli operujący nim czarny mag powie sobie, że oznacza ona pewne ściśle określone indywiduum. W naszym wypadku usuwają wszelkie wątpliwości co do intencji owe włosy, które rozpoznałeś.
— Tak; to jest pukiel włosów, który zginął mi wraz z medaljonem.
— Pi, pi, pi! — zawołał nagle Wierusz, przybliżając do oczu ręce łątki. — Oglądałeś te palce?
— Istotnie zdumiewające! Nie brak nawet paznokci. Co za precyzja w wykonaniu!
— Raczej dokładność i gruntowność. Czy wiesz, czyje te paznokcie?
— Przypuszczam, że sztuczne, zrobione z jakiejś masy.
— Ja przeciwnie sądzę, że też należą do Halszki. Kama musiała je zdobyć w jakiś sprytny sposób.
Słowa Wierusza rozdarły ostrym błyskiem przypomnienia półcień chwil ubiegłych.
— Poczekaj — rzekłem, trąc czoło — coś sobie przypominam.. Aha!... Mam! Halszka wspo-