Strona:Stefan Grabiński - Niesamowita opowieść.djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nik rzeźbił posąg dwa lata, czerpiąc natchnienie w rozmowach z przyjacielem, w skupieniu modlitwy.
Po kilkakroć hartowane kuny przytrzymywały niewidzialnie ciało bohatera zastępów; w razie potrzeby dawały się odpiąć a posąg ześlizgiwał się lekko po blokach umieszczonych za baldachimem podniebia.
Urządzenie to uznał mistrz za konieczne do odpruszania i naprawy nadwyrężonych części. Tajemnicy mechanizmu jednak nikomu prócz Pawła nie powierzył z obawy, by niezręcznie lub za szybko puszczona maszynerja nie spowodowała fatalnego runięcia ze szczytu. Raz do roku wprawną dłonią sprowadzał posąg ku dołowi, odczyszczał z przędzy pajęczej, przywracał blask przyćmionej kurzem szacie. I znów ważył się pod arkadami kościoła z bożym zapałem w źrenicach, z rozwianym włosem niebieski witeź.
Pamiętnym był dzień, gdy po raz pierwszy w pustym kościele zawiesił promienny dumą i szczęściem twórca płód pracy serdecznej.
Stali cicho wpatrzeni w święty ogień lic chrobrych i gromki ruch prawicy, gdy w szatana godzi — radośni, zdumieni pięknem dusz własnych nadziemscy... Archanioł Michał!
I zawarli ślub wielki, ślub duchów i wzmocnili przysięgą na życie, na całe długie, ludzkie życie, które odtąd miało być święte i nieskalane, w miłości ku Bogu i ludziom, a z ziemskich roz-