Strona:Stefan Grabiński - Namiętność.djvu/98

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ności. W tej chwili wysunął się z gromadki podróżnych jakiś wytworny pan z walizką w ręku i z ukłonem zwrócił się do Stachy:
— Łaskawa pani czegoś się przelękła, nieprawdaż? Zapewne nerwowe wyczerpanie wskutek podróży? Może podać wody?...
I już chciał zawrócić ku dworcowi, by poprzeć czynem swą propozycję, gdy Łunińska energicznym ruchem ręki wstrzymała go od zamiaru:
— Dziękuję panu. Już przeszło. Chwilowy zawrót głowy. Dziękuję panu.
I rzuciwszy spojrzenie w stronę Zabrzeskiego, który właśnie w tej chwili ukazał się w drzwiach wagonu, odeszła spokojna już ku peronowi. Nieznajomy mężczyzna zgubił się gdzieś w tłumie pasażerów.
Gdy w tydzień potem Zabrzeski odprowadzał ukochaną do domu, dowiedział się, że przyczyną jej przestrachu było nagłe wyłonienie się z grupy podróżnych jakiejś męskiej twarzy, uderzająco podobnej do Łunińskiego. Lecz na szczęście trwało to tylko moment; gdy nieznajomy przemówił, przykre przywidzenie natychmiast się rozwiało.
— Rzecz szczególna — zauważył Zabrzeski