obojętność. Schodzili się przy stole na obiadach i kolacjach, zamieniali z sobą w ciągu dnia parę słów koniecznych a bezbarwnych jak krajobraz w porze przedwiosennej i bez pożegnania rozchodzili się do swych pokoi na godziny nocnego spoczynku. Łuniński, który zrazu planował próby zbliżenia się i pojednania, z czasem stracił zupełnie do tego ochotę; leniwa apatja nałożyła mu na wyciągniętą do zgody rękę obmierzłe kajdany zniechęcenia i ściągnęła ramiona ku dołowi: musieli pozostać izolowani aż do końca...
Raz jeden, raz jedyny na moment rozwidnił widnokrąg beznadziei przelotny błysk — na moment tylko, na krótki — taki właśnie, jakiego potrzeba na bolesny skurcz stęsknionego śmiertelnie serca — i zgasł, zatracił się gdzieś bezpowrotnie...
Było to w dzień jej imienin. Niegdyś, za dawnych, pięknych czasów, gdy się kochali, był to dzień uroczysty. Łuniński brał wtedy urlop i pozostawał w domu. Porę przedpołudniową spędzali małżonkowie razem: słodkie, majowe słońce zaglądające zwykle w dzień ten do wnętrza ich sypialni bywało świadkiem pieszczot i miłosnych uniesień. Potem następo-
Strona:Stefan Grabiński - Namiętność.djvu/124
Ta strona została uwierzytelniona.
![](http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/c/c0/Stefan_Grabi%C5%84ski_-_Nami%C4%99tno%C5%9B%C4%87.djvu/page124-1024px-Stefan_Grabi%C5%84ski_-_Nami%C4%99tno%C5%9B%C4%87.djvu.jpg)