z pociągiem. W Zabrzeskim odezwała się nagle namiętność myśliwca i chęć popisania się swą zręcznością przed rywalem.
— Widzi pan tego jastrzębia? — zwrócił się ku inspektorowi, równocześnie podnosząc ku oknu krócicę.
— Co pan zamierza? — zapytał Łuniński, chwytając go za rękę. — Z pociągu nie wolno strzelać! Zrobi się awantura. Możemy mieć grube nieprzyjemności.
Lecz tamten jakby nie słysząc, naciskał już sprężynę.
— Panie! — protestował inspektor. — Ja na to pozwolić nie mogę!
I usiłował wydrzeć mu broń z ręki. Wśród szamotania się, jakie stąd wynikło, lufa krócicy skręciła się o fatalny kąt. Wtedy padł strzał...
Na twarzy Zabrzeskiego zaświtał niby uśmiech, niby zdumienie i nagle wypuszczając z palców pistolet, bez słowa, bez jęku zwalił się wstecz na poduszki siedzenia.
— Co to panu? — zawołał zmienionym głosem Łuniński. — Pan ranny?
I rzucił się ku niemu, by zatamować krew, która wąską strugą sączyła się po kamizelce.
Strona:Stefan Grabiński - Namiętność.djvu/116
Ta strona została uwierzytelniona.
![](http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/c/c0/Stefan_Grabi%C5%84ski_-_Nami%C4%99tno%C5%9B%C4%87.djvu/page116-1024px-Stefan_Grabi%C5%84ski_-_Nami%C4%99tno%C5%9B%C4%87.djvu.jpg)