Strona:Stefan Grabiński - Namiętność.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Stachy odbił się wyraz zdumienia i niepokoju; spojrzała parę razy ukradkiem w kierunku wagonu i usiłowała odwieść męża od jakiegoś zamiaru. Lecz słowa jej widocznie nie odniosły skutku, bo Łuniński potrząsał tylko głową w sposób przeczący i parę razy uderzył ręką po wydobytej z kieszeni plice papierów. Wkońcu, gdy już zaczęły naglić gwizdy konduktorskich świstawek, uścisnął raz jeszcze żonę i szybko zaczął zmierzać ku pociągowi...
Zabrzeski drgnął: przypadkiem, czy naumyślnie skierował Łuniński swe kroki ku wagonowi, z którego przed chwilą wysiadła jego żona. Przyszła myśl chyża, jak piorun.
— Wracaj do przedziału!
Spojrzał raz jeszcze w stronę Stachy, która z niepokojem obserwowała z peronu ruchy męża, poczem odsunął drzwi od swego coupé i wszedł do wnętrza w chwili, gdy tamten wskakiwał na stopień wozu. Równocześnie zabrzmiała trąbka i pociąg ruszył.
Zabrzeski wsparł się wygodnie o polstrowanie siedzenia i przymknął znużone powieki. Po jakimś czasie ktoś otworzył drzwi przedziału i wszedł.
— To on! — zaświtała myśl pewna, jak