Strona:Stefan Grabiński - Engramy Szatery.djvu/3

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jowa o wieczornej porze, gdy wszystko mętnieje, kontury zacierają się i bierze świat we władanie królestwo zmroku. Lubiał tę przedziwną godzinę pod schyłek dnia, gdy cienie zasnuwają ziemię i rodzi się wielka tajemnica. Każde drzewo, każdy kiersz, każdy wiatrak lub kamień śródpolny przebrawszy się w przyodziewy zagadek, łudzi i mami i zwodzi. Z zaułków zmierzchu wychyla się, nienazwane, prostuje pokurczone drzemką człony, podnosi głowę, uśmiecha się. Biedny, upośledzony stwór szarej godziny..
Naczelnik stacji w Zakliczu rozumiał głęboki jej liryzm, bo czuł, że w melodjach zmroku płyną jego własne, najserdeczniejsze tony...
Ludwik Szatera był kochankiem wspomnień, bo nie mógł nigdy pogodzić się z wieczystem mijaniem ludzi, zdarzeń i rzeczy. Każda chwila zapadająca nieodwołalnie w przeszłość miała dlań wartość bezcenną, nieprzepłaconą i każdą żegnał z uczuciem nie-