Strona:Stefan Grabiński - Demon ruchu.djvu/98

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

lami potu na twarzy dotarł pan Agapit do upragnionego okienka. Lecz teraz zaszło coś niezwykłego. Zamiast zażądać biletu, pan Kluczka otworzył pulares, zajrzał badawczo do jego wnętrzna mrucząc coś niezrozumiałego pod nosem, odszedł drugiem, „odpływowem“ przejściem od kasy.
Jeden z podróżnych, któremu pan Agapit w czasie swej wędrówki do okna nastąpił dość silnie na nagniotek, zauważył ku niemałemu oburzeniu cały ten zagadkowy manewr i nie omieszkał zgromić go na odchodnem:
— Ciśniesz się pan i pchasz naprzód jak opętany, myślałby kto, że Bóg wie, jak pilno ci odjechać... a tu odchodzisz od kasy bez biletu. Fi! Bzik, bzik! A może wybrałeś się pan w drogę bez pieniędzy?
Lecz pan Agapit już nie słyszał. „Zdobywszy“ symbolicznie bilet, pospieszył nerwowym krokiem przez poczekalnię na peron. Tu już oczekiwał tłum pasażerów przybycia pociągu. Pan Kluczka przeszedł się parę razy niespokojnie po peronie i podając otwartą papierośnicę portyerowi, zagadnął:
— Czy pociąg spóźniony?
— Tylko o kwadrans — objaśnił kolejarz, wyciągając z uśmiechem z przegródki papie-